Moje przygotowania do sezonu 2016 zacząłem od… kontuzji w październiku 2015. To była świetna lekcja dla mnie. Już nigdy nie będę tak nieprofesjonalny. 15 godzin przed wyjazdem na Poznań Maraton podczas rozgrywania meczu piłki nożnej bark wypada ze swojego miejsca, co oznacza wycieczkę na SOR, zabieg oraz 3 tygodnie przerwy od ruszania ręką.

Kiedyś w takich sytuacjach przeprowadzałem śledztwo, by znaleźć odpowiedzialnych za tą sytuację. Głównymi podejrzanymi byli: Pech, Zbieg okoliczność, Osoba, która była najbliżej zdarzenia. Teraz już wydaję wyrok zaocznie, bez przeglądania akt. Zawsze odpowiedzialność ponoszę ja.
Tak było i tamtym razem. W chwili gdy usłyszałem zerwanie ścięgien pomyślałem tylko o tym, że nie zrobię piątej życiówki w tym roku, o opłaconym hotelu do poniedziałku i wpisowym…
Za 4 miesiące w Gdyni
Bieg Urodzinowy na 10km – przygotowywałem się do niego odkąd wyzdrowiałem, czyli 3,5 miesiąca. Zrobiłem ponad 120 jednostek treningowych – większość przemyślanych. Czułem się po prostu przygotowany na sukces w postaci poprawionej życiówki o ponad minutę.
Start strefami pozwalał na swobodne realizowanie planu od pierwszego kilometra biegu. Na początku biegłem zachowawczo. Mój mózg nie mógł się nadziwić, że biegnę mniej niż 4:30min/km, a trzeba było wykręcić średnią 4:23. Garmin nie pomagał, bo pokazywał kilometry szybciej niż goście, którzy robili atest trasy, a co za tym idzie oszukiwał na moją (nie)korzyść, bo pokazywał że biegnę szybciej niż w rzeczywistości.
Około 5. kilometra głowa dziwiła się jeszcze bardziej, bo cisnąłem poniżej 4:20. Jeśli ktoś widział na Świętojańskiej gościa, który pufał jak lokomotywa, w czarnej koszulce FINISHER 2014, to byłem ja. A widziało mnie tam sporo osób, bo oprócz tego, że było pełno kibiców, to wyprzedziłem kilkudziesięciu biegaczy. Garmin pokazywał, że biegnę 4:15 – jeszcze dzisiaj mam dreszcze, kiedy pamięcią sięgnę do obrazka, który w sobotę ukazał się moim oczom. Mogę być z Wami w pełni szczery? Pomyślałem wtedy: „co tu się kurwa wyprawia? 4:15 pod Świętojańską?”, a kilka minut później: „no tak, przecież te setki wykroków i przysiadów właśnie dają ci zwrot z inwestycji”.
Ponad kilometr przed metą przestałem kalkulować. Wyłączyłem średnią prędkość i po prostu cisnąłem ile mam mocy. Gdy zobaczyłem, że jeszcze 500 metrów to już myślałem, że nie dotrę. Finish, wszyscy przyspieszają, a ja czuję bezradność, po prostu nie mogę już szybciej. Czuję się jakbym rozpoczął wyprzedzanie tira, widział że jedzie z naprzeciwka samochód, ale już nie mógł nic zrobić, bo po prostu szybciej nie da rady. Na endomondo znalazłem odpowiedź dlaczego. Ostatni kilometr ze średnią 3:52.

Nowa, wspaniała życiówka – 43:39

 

Nowy rekord życiowy na 10km – 43:38..!

3 miesiące przygotowań, dziesiątki treningów i wspaniały początek sezonu!
Nowy rekord życiowy na 10km – 43:38..!

Posted by rolewicz.pl – zdrowie i pozytywna energia on 13 luty 2016

Spodobał Ci się wpis? Mam jeszcze więcej wartościowej wiedzy dla Ciebie.
Dowiaduj się o nowych wpisach przed wszystkimi.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

[…] życiówkę o 40 sekund względem tej zrobionej w lutym. Czułem się dużo gorzej niż  w Biegu Europejskim, ale chęć osiągnięcia kolejnego sukcesu była silniejsza. Na tyle mocno chciałem być lepszą […]

[…] trening. Jestem świetnym przykładem niewłaściwego trenowania pod zawody. W tym sezonie życiówka w biegu na 10km, ale brak życiówki w półmaratonie (zabrakło 3 sekund w Poznaniu), brak życiówki w 1/4 […]