Emocje już opadły, a wkurw i niemoc na Półmaraton Grudziądz – Rulewo zmieniła się w motywację. To był bieg, który uczy bardziej niż cieszy.

Pewnie rok temu, gdybym zrobił dzisiejszy czas (1:44:52) byłbym bardzo zadowolony, bo byłaby to moja życiówka. Ale nie jest rok temu.

„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”
Jan Paweł II

Pomimo, że wszystko wskazywało na to, że to nie będzie życiowy bieg do końca w to wierzyłem. Do końca się oszukiwałem. Do momentu aż mi odcięło prąd miałem nadzieję, że jednak może zdarzyć się cud. Potwierdziła się natomiast stara prawda, którą wyznaję od dawien dawna: w biegach średnio- i długodystansowych nie ma cudów. Liczy się to ile zrobisz kilometrów na treningach, co robisz na siłce, a przede wszystkim ile i co wpierdzielasz w ciągu dnia.

SONY DSC

Mój bieg wyglądał mniej więcej tak:

2 km: Prawie zwymiotowałem – Kurwix wiedziałem, że będzie ciężko, ale żeby tak szybko?!

4 km: Trochę ciężko już, ale może dobiegnę głową do mety?

7 km: Całkiem nieźle mi idzie, może minimalnie przyspieszę – czuję, że przyspieszam, ale patrzę na zegarek, a on mi nic takiego nie pokazuje. Wręcz przeciwnie. Biegnę albo wolniej albo tak samo. Zapaliła mi się lampka, że coś jest niehalo.

9 km: Pierwsza górka. Rok temu, po samozorganizowanym obozie w górach wyśmiewałem takie „górki”, a od tej otrzymałem pierwszego policzka.

10 km: Znowu pod górę. O kurwa! Odcięło mi prąd. Już? Dajcie mi coś zjeść. Czemu tu jest sama woda?

12 km: Patrzę na zegarek i widzę, że przewaga nad Virtual Partnerem ze średnim czasem na życiówkę topnieje w zastraszającym tempie. To na co pracowałem przez tyle czasu po prostu znika. Zaczynam walczyć w głowie.

14 km: Dochodzi do mnie, że brakuje kilometrów w nogach. Tych, których nie zrobiłem na treningach.

15 km: Pamiętam jak rok temu biegłem tu i śmiałem się w duchu: w Grudziądzu mówią na to podbiegi. Aż się zaśmiałem pisząc to. Dzisiaj w tym miejscu dwa kawałki pomarańczki i kawałek banana smakowały jak nigdy. Marzę tylko o tym, żeby mieć to już za sobą.

16-21 km: Wyprzedzają mnie kolejni ludzie. Zawsze jest odwrotnie. Przecież to ja wyprzedzam. Nienawidzę biegania.

21,1 km: Dziękuję, że nie muszę biec już. Chcę napić się piwa, odpocząć i trenować. Jestem głodny życiówki!!!

Pozytywna energia na koniec

Nie ma co zganiać na tryb życia. Nie ma co zganiać na palące słońce w południe. Nie ma co zganiać na żadne okoliczności poza mną. To niesamowite, ze mogę w pełni decydować o tym, w którą stronę idę, a najlepiej biegnę w życiu. To wspaniałe, że jedynym ograniczeniem jest moja głowa. Dziękuję Bogu, że jestem zdrowy. Dziękuję, że mam moich wszystkich kochanych ludzi, którzy są ze mną na biegach i na co dzień w życiu. To cudowne, że od jutra mogę zakasać rękawy do pracy i napisać Wam na blogu o moim kolejnym sukcesie już za kilka tygodni!

SONY DSC

Spodobał Ci się wpis? Mam jeszcze więcej wartościowej wiedzy dla Ciebie.
Dowiaduj się o nowych wpisach przed wszystkimi.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Agata Muszyńska

Zawsze traktuję takie treningi/starty jako lekcję pokory. Kiedyś trudniej było to przeżyć, teraz już rozsądek przeważa nad ambicją. 🙂

[…] w Gdyni – czekałem na tę imprezę od momentu, gdy nie zrobiłem życiówki w Rulewie. Po prostu byłem głodny nowego sukcesu. A dlaczego? Bo pobicie własnego rekordu na danym […]