Sytuacja, w jakiej nie znalazłem się od kilku lat: jest nieco za połową sierpnia, a ja nie jestem zapisany na żadne kolejne zawody.
W dużej mierze to przez zabieg zaplanowany na 14 września – reperowanie barku, potem usztywnienie, a potem zima – koniec sezonu. Jednak wewnętrzny głos nie daje mi spokoju. Ten głos to ambicja i chęć bycia lepszą wersją siebie.
Tak w ogóle to uważam, że jako ludzie jesteśmy przystosowani do rozwijania się, a wręcz stworzeni po to by z miesiąca na miesiąc być doskonalszym. Poprawianie własnych wyników, zdobywanie umiejętności w różnych dziedzinach sprawia nam radość. Mi np. ostatnio sprawiło radość naprawienie spłuczki w domu. Obecnie znam każdą sekundę procesu od naciśnięcia małego lub dużego przycisku, aż do opuszczenia zawartości kibelka poza terytorium łazienki. Można to potraktować to jako gówniane rozważania, ale jeśli inaczej na to spojrzysz, to świetny przykład procesu rozwoju:
Nie umiesz czegoś – szukasz informacji – robisz to – nie wychodzi – robisz dalej – wychodzi – umiesz to do końca życia.
Z treningami i budowaniem formy nie jest tak różowo. Jeden z czynników poprawy wyników w kolejnym sezonie to regularny i właściwy trening. Jestem świetnym przykładem niewłaściwego trenowania pod zawody. W tym sezonie życiówka w biegu na 10km, ale brak życiówki w półmaratonie (zabrakło 3 sekund w Poznaniu), brak życiówki w 1/4 Ironman – można trochę usprawiedliwić się BMW, oraz brak życiówki na Ironman 70.3 Gdynia – tu nawet pomimo straty Garmina nie ma usprawiedliwienia. Nie licząc aktywności, jaką jest sędziowanie od listopada do lipca trenowałem około 292 godziny, co daje średnią 33 godziny na miesiąc. Na pewno taka ilość godzin przepracowanych pod konkretną dyscyplinę w moim przypadku dałaby 4 życiówki, a nie tylko jedną. Co więc jest nie tak w trenowaniu? Po odjęciu innych dyscyplin trening pod tri to 179 godzin, a więc niecałe 20 godzin/miesiąc – to już trochę mało.
To jednak rozważania na inny wpis. W każdym razie jestem uzależniony od życiówek. Moim marzeniem jest złamać czas 1:40:00 w półmaratonie. Postanowiłem, że zrobię to za 13 dni, 4 września w Pile. Myślę, że będzie to najlepsze z możliwych zakończeń sezonu, a 3 tygodnie (tydzień już trenuję konkretnie) przygotowań pod ten bieg wystarczy by osiągnąć wymarzoną trójkę w czasie. Trzymajcie kciuki!
kim jesteś? jesteś zwycięzcą !
🙂